człowiekowi w płaszczu wejść z okna do pokoju. Zeszedłszy, nowo przybyły chciał zastąpić swego towarzysza przy straży okna, jak to zapewne było zwyczajem, aby czekać tam kogoś znów przychodzącego podobnie, jak na wysokości schodów grobu królewskiego w Saint-Denis, król Francji umarły ostatni czeka swego następcy.
— Nie trzeba, powiedział towarzysz, wszyscy jesteśmy zebrani oprócz Velasco, który nie może przyjść jak o północy.
I obydwaj połączywszy swe siły, przyciągnęli do siebie deskę tworzącą most ruchomy, prowadzący ze skały do ruin, oparli ją o mur i tak zniszczywszy możność dostania się do pałacu, zniknęli w ciemności grubszej jeszcze wewnątrz ruin, niż zewnątrz.
Lecz jakkolwiek wielka była ciemność, nie zdawała się mieć tajemnic dla dwóch towarzyszów, bo obaj bez wahania postępowali długim korytarzem gdzie przez szczeliny sufitu wpadały odrobiny światła gwiazd; i tak przybyli do pierwszych stopni schodów bez poręczy, ale dosyć szerokich, aby je można przebyć bez niebezpieczeństwa.
Przy jednem z okien sali, do której przytykały schody wychodzące na morze, rozpoznawano postać ludzką nieprzeźroczystą i dla tego widzianą z wewnątrz, ale której z zewnątrz niepodobna było rozpoznać.
Na odgłos kroków, ten rodzaj cienia odwrócił się.
— Czy wszyscy jesteśmy zebrani? zapytał.
— Tak, wszyscy, odpowiedziały oba głosy.
Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/90
Ta strona została przepisana.