Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/1000

Ta strona została przepisana.

<span title="Nieszczęśliwi">śliwi wzrastali bladzi i wygłodniali w ciasnym obrębie krat, zawsze zagrożeni włócznią szyldwacha, zawsze zelżeni dzikim uśmiechem stróża, lub odwiedzającego.
— „Jedno z tych dzieci, podobne było jak wierny obraz do swego nieszczęśliwego ojca, wrażało we mnie spojrzenie, które przeszyło mi serce, jak gdyby dusza don Pedra, przeszła w jego ciało, i wiedząc o wszystkiém, czyniła mi wyrzuty śmierci i nieszczęść jego rodu.
„To dziecię, albo raczéj ten młodzieniec, o niczém jednak nie wiedział i nic znał mnie wcale, przypatrywał mi się bez celu, bez myśli, lecz moje sumienie mówiło o tyle, jak mało mówiło sumienie króla don Henryka.
„Istotnie, Henryk trzymając księcia de Bourbon pod rękę, zaprowadził przed klatkę mówiąc:
— „Patrz, oto dzieci tego, który kazał zabić swoją siostrę, chcesz żeby umarli, ja ich oddam tobie.
„Na co książę opowiedział:
— „Królu, dzieci nie powinni cierpiéć za zbrodnię ojca.
— „Widziałem jak król zmarszczył brwi i kazał zamknąć klatkę.
„Chciałem chętnie ucałować zacnego księcia, a po przechadzce gdy książę chciał mnie przedstawić królowi patrzącemu na mnie z uwagą, odrzekłem:
— „Nie! nie, nie będę umiał z nim mówić.
„Ale krol mnie poznał, zbliżył się w obec całego