Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/104

Ta strona została przepisana.

w którém był i zkąd można było widzieć wszystko co się działo w obozie od strony namiotu, młodzi ładzie odbiegli na koniec lasu; przybywszy tam, zatrzymali oddech, postępowali na palcach, starannie odgarniali gałęzie drzew aby szmer nie zdradził ich obecności, przybyli niesłyszani od Mothrila, aż do samego namiotu, w środku którego, znajdował się Maur i jego lektyka.
Nie można było widzieć, ale słyszéć się dało.
— Z rozmowy, nie wiele się dowiemy bo mówią po arabska.
Fernand położył sobie palec na ustach.
— Rozumiem po arabska rzecze, pozwól mi słuchać. Paź nadstawił ucha, a rycerz pozostał w milczeniu.
— To szczególnie, rzecze Fernand po chwili uwagi, mówią o tobie.
— O mnie! rzecze Agenor, to niepodobna.
— Tak jest, ja się nie mylę.
— I cóż oni mówią?
— Dotąd sam Mothril mówił, pytał się: „czy to rycerz z kitą czerwoną?”
W chwili kiedy paź kończył te słowa, głos śpiewny i drżący, jeden z tych głosów, które sączą się przez ambrę i perły, którego echo obudzą się w sercu odpowiedział:
— Tak, rycerz z kitą czerwoną młody i piękny.
— Młody, zapewne odpowiedział Mothril, gdyż za-