Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/107

Ta strona została przepisana.

jazna pora do zobaczenia i pomówienia Z tą piękną Aissą, która tak lubi rycerzy francuskich.
— Zobaczyć ją, dobrze, rzecze Fernand, ale mówić z nią, nie; bo czy sądzisz, że Mothril oddalił się i nie zostawił straży przy jéj drzwiach.
I końcem swojego sztyletu zrobił otwór w namiocie, który choć szczupły pozwalał patrzeć wewnątrz.
Aissa spoczywała na jakimś rodzaju łóżka z materyi purpurowéj, haftowanéj złotem; pogrążona była w marzeniach milczących i uroczych, właściwych kobietom Wschodu, których całe życie zależy od wrażeń fizycznych. Jedną ręką trzymała instrument muzyczny nazywany guzla, druga była utopiona w jéj czarnych włosach przeplatanych perłami, które tem lepiej odznaczały wychodzące z nich delikatne i wysmuklę palce, z długiemi blado karminowemi paznokciami. Spojrzenie długie i łzawe zdawało się szukać przedmiotu, który widziała w myśli, i wytryskiwało z jéj powieki z pod rzęsy jedwabnéj.
— Jakże jest piękna! mówił cicho Agenor.
— Panie, rzekł Fernand, wiedz o tém, że to maurytanka, a tém samem nieprzyjaciółka naszéj świętéj religii.
— Ba! rzekł Agenor, ja nawrócę ją.
W téj chwili, słychać było kasłanie Musarona. Był to umówiony znak, jeżeliby ktokolwiek zbliżał się od lasu, i dwaj młodzi ludzie przedsięwzięli drogę z tą samą przezornością, z jaką przybyli. Wyszedłszy z la-