Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/124

Ta strona została przepisana.

Prawie w téj saméj chwili, zarżał jeszcze boleśniéj i przestał płynąć lewą nogą. Naówczas, nie mogąc się utrzymać przedniemi nogami, zwierze pogrążyło nieznacznie swój grzbiet w wodzie.
Fernand spostrzegł, że nadeszła chwila do rzucenia się wpław, lecz na próżno chciał się oswobodzić ze strzemion, czuł się przymocowanym do siodła.
— Pomocy! pomocy! krzyczał Fernand — właśnie ten krzyk boleśny usłyszał Agenor, i on to wyrwał go z uniesień w jaki go pogrążały widok i glos pięknej maurytanki.
Tymczasem, koń nieprzestawał zagłębiać się: jego nozdrza tylko wystawały nad powierzchnią rzeki i wydymały się okropnie, przednie zaś nogi niecierpliwie uderzały wodę.
Fernand chciał drugi raz zawołać pomocy, lecz porywany tajemniczą siłą, któréj daremnie chciał się opierać, pogrążył się wraz z koniem w bezdeń, i tylko jego ręka; wzniesiona w niebo jak by wzywająca pomocy lub zemsty, ukazała się na chwilę po nad przepaścią: lecz również jak reszta ciała wkrótce zniknęła, i zostały tylko koła powstające z dna rzeki po nad powierzchnią, z któréj wydobywały się liczne i zakrwawione bańki.
Dwaj przyjaciele rzucili się na pomoc Fernanda; z jednej strony Agenor jak już powiedzieliśmy, z drugiéj pies góralski przyzwyczajony słuchania głosu pazia, równie bacznie jak swojego pana.