Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/125

Ta strona została przepisana.

Obadwaj napróżno szukali, chociaż dwa, albo trzy razy widział Agenor, jak się paź w tym samym kierunku zanurzył, za trzecim nawet razem, pies pokazał się trzymając kawał z ubioru w swojéj ziejącéj paszczy. Lecz jakby oddzieraniem tego kawała zrobił to wszystko, co tylko mógł uczynić, płynął ku brzegowi i kładąc się u nóg swego pana, zawył ponuro i śmiertelnie, jak owe nocne głosy przed któremi drżą najmężniejsze serca. Kawałek ubioru było wszystkiem, co pozostało po nieszczęśliwym Fernandzie.
Noc przeszła na poszukiwaniach nadaremnych. Don Fryderyk przeszedłszy rzekę bez wypadku, zostawał całą noc przy brzegu. Nie mógł się namyśléć porzucić ten grób ruchomy, z którego co chwila spodziewał się ujrzéć wychodzącego przyjaciela.
Pies wył przy jego stopach. Agenor zamyślony i smutny, trzymał w ręku kawał ubioru przyniesionego przez psa, i zdawał się z niecierpliwością dnia oczekiwać.
Mothril ponieważ długo ukrywał się w laurach różanych, jak gdyby szukał młodego człowieka, powrócił z twarzą zasmuconą wołając:
„Allah! Allah!” i chciał pocieszać Wielkiego mistrza temi czczemi wyrazami, które tylko powiększają boleść.
Dzień nadszedł, pierwsze jego promienie oświeciły Agenora, siedzącego przy nogach don Fryderyka: było widocznem iż rycerz oczekiwał z niecierpliwością téj