słusznym mojemu panu, cokolwiek przydarzyć się może.
Król obejrzał torbę myśliwską, wydobył z niéj pudełko ozdobione perłami, otworzył go, i żywo pochwycił list w nim znajdujący się. Pieczęć tego listu była widocznie naruszona. Na ten widok, zmieniły się rysy don Pedra, jednak bez żadnego spostrzeżenia czytał:
„Pani, moja królowo! król wzywa mnie do Sewilli. Przyrzekłem pani donieść o wielkich przygodach mego życia, a ta zdaje się stanowcza.
„Cokolwiekbądź się stanie, zacna pani, i siostro ukochana, mało się lękam zemsty donny Padilly, która mnie zapewne przyzywa, skoro wiem, że twoja droga osoba jest bezpieczną. Nie wiem co mnie czeka, więzienie a może i śmierć nawet: więzień nie będę cię mógł bronić, a jeżeli zaś umrę, korzystam z chwili, kiedy moja ręka jest wolną, aby ci powiedziéć iż moje ramie byłoby zawsze dla ciebie, jak moje serce, które do ciebie wiecznie należy.
„Fernand doręczy ci ten list i moje pożegnanie; do widzenia, moja słodka królowo i przyjaciółko, na tym świecie może, w niebie niezawodnie.
— Co to za jeden Fernand? i gdzie się znajduje? zawołał don Pedro blady, jakby się lękał go widziéć.
— Panie odpowiedział Mothril głosem zupełnie naturalnym, Fernand był paziem Wielkiego Mistrza.