Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/179

Ta strona została przepisana.

— Dla czego pani plączesz? rzecze nagle król z cierpkością. Nie maszże tego coś tak gorąco pragnęła; żądałaś odemnie śmierci twego nieprzyjaciela... twój nieprzyjaciel nie żyje.
— Królu, rzekła Marya, może w chwili dumy kobiecéj, w wybuchu gniewu nieroztropnego, życzyłam sobie téj śmierci; Bóg mi przebaczy, jeżeli kiedy ta żądza powstała kiedy w mém sercu! ale zaręczyć mogę, żem nigdy tego nie żądała.
— Ah! otóż to kobiety! zawołał don Pedro, zapamiętałe w swych życzeniach, bojaźliwe w postanowieniu, zawsze chcą a nigdy nie śmieją; jeżeli zaś jest kto tak szalony, że słucha ich myśli, zaprzeczają późniéj, własnego swego zamiaru.
— Królu, w imię nieba! rzekła Marya, nie mów tego nigdy, że dla mnie poświęciłeś Wielkiego Mistrza: byłoby to udręczeniem w tém życiu, a pokutą w drugiém. Nie, powiedz mi prawdę, powiedz, iż go poświęciłeś dla swego honoru. Ja nie chcę abyś mnie opuścił, nie wyrzekłszy że nie ja skłoniłam cię do tego morderstwa.
— Powiém wszystko co zechcesz, Maryo, zimno odpowiedział król; który powstał i szedł na przeciw Mothrila, wchodzącego naówczas ze śmiałością ministra i zaufaniem powiernika.
Z początku, Marya odwróciła oczy, aby nie widziéć człowieka dla którego śmierć Wielkiego Mistrza, chociaż sprzyjająca jéj widokom, podwoiła