wchodzącego do alkazaru, i który jako dobry chrześcijanin, przeżegnał się, prosząc Boga, aby go zachował od złéj przygody.
W tém cała gromada służących pomieszanych, uciekających w największym nieładzie, przedstawiła się jego oczom. Szlachetny rycerz stał ze sztyletem w ręku, patrząc na postępujące blade cienie; nakoniec, spostrzegł psa, a pies jego.
Pies szedł prosto ku niemu, wiedziony wrodzonym sobie instynktem, który dał mu poznać w rycerzu przyjaciela swojego pana.
Agenor uczuł dreszcz. Ta skrwawiona głowa, ten pies podobny do wilka unoszącego zdobycz, ten zbiór służalców uciekających z twarzami blademi i krzykami przytłumionemi; wszystko to przedstawiało mu się jak sen okropny, jaki miewają chorzy trawieni gorączką.
Pies przybliżał się ciągle z bolesną radością i złożył u jego nóg głowę staczaną w piasku; następnie, wzniósł pod sklepienia żałośniejsze i przenikliwsze jak dawniéj wycie. Przez chwilę nieporuszony Agenor, czuł iż mu serca zabraknie; nakoniec zgadując część tego co się przytrafiło, odsłonił swemi rękami piękne włosy; i poznał, jakokolwiek utopione w cieniach śmierci, spokojne i łagodne oczy swego przyjaciela. Oczy te były pogodne jak za życia, i można by powiedzieć, iż uśmiech jemu zwyczajny ukazywał się jeszcze na zsiniałych ustach. Agenor padł na
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/184
Ta strona została przepisana.