Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/192

Ta strona została przepisana.

tną, tą chwilą była godzina, kiedy straże znurzone upałem i wstydzące się samych siebie, że tyle ostrożności biorą dla pilnowania jednéj kobiéty, drzymały, opierając się na włóczni, albo pod cieniem jakiéj ściany.
Na ten czas, królowa schodziła na Tarass wychodzący nad rów napełniony wodą, a gdy ujrzała z daleka podróżnego, spodziewając się znaleść w nim przyjaciela, któryby poszedł uwiadomić o jéj losie króla Karola, wyciągała ku niemu błagalne ręce.
Lecz nikt jeszcze nie odpowiedział na tę prośbę niewolnicy.
Przecież, pewnego dnia, ujrzała na drodze z Arcol jadących dwóch rycerzy, z których jeden, pomimo słońca podobnego do kuli ognistéj i ciężącego nad jego chełmem, zdawał się być swobodnym w swoim ciężkiém uzbrojeniu. Tak dumnie trzymał swoją włócznię, że z pierwszego rzutu oka, poznać w nim można było walecznego rycerza.
Jak go tylko Blanka ujrzała, wlepiła w niego swój wzrok, i oderwać więcéj nie mogła. Przybliżał się on szybkim biegem na silnym karym koniu, a chociaż widocznie przybywał z Sewilli, i zdawał się zmierzać do Medina Sidonia; pomimo, iż wszyscy posłańcy przybywający z Sewilli, byli do tego czasu posłańcami nieszczęść. Królowa poruszona była więcéj uczuciem radości, jak źna widok rycerza.
Rycerz spostrzegłszy ją, zatrzymał się także.