Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/204

Ta strona została przepisana.

Orszak zatrzymał się na niższych piętrach; dwóch tylko ludzi weszło: jeden z nich pozostał w korytarzu: drugi zaś, szedł do pokoju królowéj.
Zapukano do drzwi.
Kto tam? spytała ze drżeniem mamka.
Żołnierz ze zleceniami króla don Pedro do donny Blanki, odpowiedział głos.
Otwórz, rzekła królowa.
Mamka otworzyła, cofając się przed człowiekiem wzrostu wysokiego, ubranym w odzież żołnierską, to jest w koszulkę żelazną osłaniającą jego ciało; prócz tego owiniętym w széroki, biały płaszcz, którego kaptur osłaniał głowę, a fałdy okrywały ręce.
Odejdź dobra mamko, rzekł z lekkim przyciskiem gardłowym, cechującym Maurów najlepiéj mówiących językiem Kaslylskim; odejdź, mam się rozmówić z twoją panią w ważnym przedmiocie.
Pierwszém uczuciem mamki było pozostać mimo nalegań żołnierza; lecz Blanka dala jéj znak odejścia. Przechodząc korytarzem, żałowała wkrótce iż była posłuszna, albowiem spostrzegła drugiego żołnierza wyprostowanego przy ścianie, i w pogotowiu wykonania rozkazów tego, który się znajdował u królowéj.
Jak tylko mamka przeszła obok tego człowieka, i kiedy już ujrzała się oddaloną od swéj pani, przez tych dwóch szczególnych gości, jakby przez zaporę niepodobną do przebycia, uważała Blankę za zgubioną.