Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/210

Ta strona została przepisana.

Blanka zlodowaciała; nie dla tego iż miała umrzéć, lecz na wiadomość, iż jéj kochanek nie żyje.
— Umarł! rzekła; a więc to jest prawda umarł!
Największa wymowa głosu ludzkiego nie mogłaby oddać téj rozpaczy, jak młoda kobieta w tych słowach.
— Tak pani, odrzekł żołniérz maurytański; ja przywiozłem z sobą trzydziestu żołnierzy, aby odprowadzić zwłoki królowéj z Medina Sidonia do Sewilli, dla oddania honorów, jakie są należne jéj znaczeniu, chociaż zawiniła.
— Żołnierzu, rzekła królowa; już powiedziałam, iż król don Pedro był moim sędzią, a ty jesteś katem.
— Dobrze pani, rzekł żołnierz.
Wyciągnął z kieszeni sznur długi jedwabny, na końcu którego był zrobiony węzeł.
Ta zimna srogość obruszyła królowę.
— Oh! zawołała; jak król don Pedro mógł znaleźć w swojém królestwie Hiszpana, któryby się podjął tak nikczemnego posłannictwa.
— Nie jestem Hiszpanem, jestem Maurem, rzekł żołnierz podnosząc głowę i odkrywając biały kaptur zakrywający mu twarz.
— Mothril! zawołała, Mothril! bicz Hiszpanii.
— Człowiek krwi szlachetnéj, odrzekł Maur śmiejąc się; który nie schańbi głowy królowéj dotykając się jéj.