Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/224

Ta strona została przepisana.

nom lasami. Kilku żołnierzy pomieszanych ukazywało głowy we drzwiach wołając:
— Kapitanie! kapitanie!
— Dobrze, dobrze, odpowiedział dowódzca przyzwyczajony do popłochów, idę.
Obracając się do rycerza, dodał:
— Ty zostaniesz tutaj; dwunastu ludzi będzie cię strzegło; spodziewam się że tym robię ci zaszczyt, hę?!..
— Niech tak będzie, rzekł rycerz; lecz niech się nie zbliżają; za piérwszym krokiem rzucę pierścień w Saonę.
— Nie przybliżajcie się, lecz nie opuszczajcie go, rzekł Caverley do bandytów.
I kłaniając się rycerzowi, nie podejmując przyłbicy, udał się krokiem okazującym niedbałość, do miejsca, gdzie był największy hałas.
Podczas jego nieobecności Mauléon i giermek ciągle stali przy oknie; straż była z drugiej strony pokoju, nieporuszona przededrzwiami.
Zgiełk trwał ciągle, zmniejszając się jednakże; nakoniec, ustal zupełnie i po upływie pół godzinę, Hugo de Caverley ukazał się, prowadząc za sobą nowego więźnia schwytanego przez hordę rozciągniętą w okolicach, jak siatka na skowronki.
Więzień zdawał się być szlachcicem wiejskim, wzrostu pięknego i kształtnego; był uzbrojony chełmem zardzewiałym i zbroją, która zdawała się, iż była zna-