Mauléon wydał krzyk: ta twarz była uderzającym obrazem nieszczęśliwego Wielkiego Mistrza don Fryderyka, o którego śmierci nie mógł wątpić, albowiem jego głowę trzymał w swych rękach.
Musaron zbladł z przestrachu i przeżegnał się.
— Ah! ah! znacie się, rzekł Caverley uważając kolejno Mauléona i rycerza w kasku zardzewiałym.
Na te wezwanie, nieznajomy spojrzał na Mauléona z niejaką niespokojnością; lecz uważając, iż widzi rycerza po raz piérwszy, twarz jego wypogodziła się.
— I cóż? spytał Caverley.
— Ja, rzekł ostatnio przybyły, pan się mylisz, ja nie znam tego szlachcica.
— A ty?
— Ani ja?
— Dla czego więc krzyknąłeś, zapytał kapitan dość niewierny, mimo podwójnego zaprzeczenia jeńców.
— Gdyż zdawało mi się, iż twój żołnierz zrywając mu przyłbicę, zerwie zarazem głowę.
Caverley zaczął się śmiać.
— Mamy zatém złą opinią, rzekł daléj otwarcie: znasz czy nie znasz tego Hiszpana?
— Na moje rycerskie słowo, odpowiedział Agenor, widzę go dziś po raz piérwszy.
Czyniąc tę przysięgę, która była zupełnie prawdziwą, Mauléon był wzruszony na tak uderzające podobieństwo.
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/227
Ta strona została przepisana.