Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/233

Ta strona została przepisana.

— Caverley zaczął się śmiać.
— Ja ciebie nie znam, odrzekł.
— Czy lepiéj znasz pana Agenora z Mauléon’u, który jest w twych rękach, jak mi się zdaje, od godziny.
— Tak, rzekł Caverley, dla nas spostrzegaczy nie trzeba nawet godziny, aby ocenić człowieka, podczas godziny ze mną przepędzonéj rycerz dał się poznać.
Rycerz Aragoński szczególnie się uśmiéchnął.
— A więc nie przystajesz? rzekł.
— Wcale.
— Będziesz żałował!
— Ba!
— Słuchaj: zabrałeś mi wszystko co posiadałem, tak, iż nic nie mam aby ci ofiarować. Zatrzymaj w zakład moich ludzi i moje powozy, i pozwól mi odjechać na jednym koniu.
— Do licha! piękną mi czynisz łaskę, twoi ludzie i powozy, już są moje, ponieważ ich zatrzymuję.
— Pozwól mi przynajmniéj pomówić z tym młodym panem, ponieważ jest wolny.
— Parę słów o swym okupie?
— Bez wątpienia, wiele oceniasz?
— W summie, jaką znaleźli u ciebie i twych ludzi, to jest markę złota i dwie marek srebra.
— Niech tak będzie, rzekł rycerz.
— A więc dobrze, odrzekł Caverley, powiedz co ci się podoba.