Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/248

Ta strona została przepisana.

rozmowę, ale nie dosyć jesteśmy odlegli abyśmy uszli oczom dostrzegacza: spuść więc proszę cię twoja przyłbicę, przez co okażesz się nieczułym i niewzruszonym tym wszystkim, którzy cię otaczają.
— A pan, rzecze Agenor, pozwól mi jeszcze, nim zasłonisz twarz swoją, przypatrzyć się jéj przez chwilę; wierzaj mi, zdaje mi się, że widzę w tobie bolesne wspomnienie, którego pan nie możesz pojąć.
Nieznajomy uśmiechnął się smutnie.
— Rycerzu, możesz przypatrzeć mi się dobrze, gdyż nie zapuszczę mojéj przyłbicy. Chociaż mam tylko pięć albo sześć lat więcéj od ciebie, tyle cierpiałem, iż umiem panować nad sobą; twarz moja jest to posłuszny sługa, który nie mówi nigdy tego co chcę aby nie mówił, a jeżeli przypomina panu rysy jakiéj ukochanéj osoby, to tém lepiéj dla mnie, bo śmielej zażądam od ciebie przysługi.
— Mów pan, rzekł Agenor.
— Rycerzu, zdajesz się bydź dobrze położonym w przekonaniu bandyty, który nas ujął, ze mną wcale inaczéj: bo o ile mnie uporczywie zatrzymuje, tobie nie tamuje dalszéj drogi.
— Tak panie, odpowiedział Agenor zdziwiony widokiem Hiszpana, który od chwili gdy z nim mówił na stronie, zachował jeszcze cały lekki akcent najczyściejszéj mowy francuzkiéj.
— I cóż! rzekł aragończyk, jakąkolwiek możesz miéć potrzebę udania się daléj w drogę, mnie równie