czas nagli, i muszę, choćby mnie to niewiem co kosztować mogło, wydobyć się z rąk tego człowieka.
— Panie, rzecze Agenor, jeżeli mi dasz rycerskie słowo, mogę stawić w zakład mój honor kapitanowi Caverley, aby ci pozwolił ze mną odjechać.
— Właśnie tego chciałem żądać od ciebie; zarówno jesteś domyślnym jak grzecznym rycerzem.
Agenor skłonił się.
— Więc pan jesteś szlachcicem? spytał.
— Tak, panie Agenor, i mogę dać słowo, iż mało szlachty może bydź godniejszéj odemnie.
— Kiedy tak, rzekł rycerz, to masz inne nazwisko prócz tego, które sobie dałeś?
— Nieinaczéj, odpowiedział rycerz; lecz otóż właśnie na czém zawisła twoja dworszczyzna, musisz poprzestać na mojém słowie, gdyż ci nazwiska powiedziéć nie mogę.
— Czy nawet człowiekowi, do którego honoru odwołujesz się, i od którego żądasz, aby zaręczył za ciebie? rzekł Agenor z podziwieniem.
— Rycerzu, odrzekł nieznajomy, przykra mi jest ostrożność, niegodna mnie i ciebie zarazem; lecz ważnę okoliczności, które nie zawisły odemnie wymaga, ją tego. Otrzymaj moją wolność za cenę jaką sam zechcesz, a jakakolwiek ona będzie, na słowo szlacheckie zapłacę ją; oraz, jeżeli chcesz mi pozwolić dodać jedno słowo, wspomnisz sobię, iż nie będziesz
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/249
Ta strona została przepisana.