Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/254

Ta strona została przepisana.

my, Agenor widział na jego twarzy powstający gniew; lecz prawie w tym samym czasie, powściągnął się, i dając znak rycerzowi z powagą książęcą, rzekł:
— Pójdź! panie Agenor, mam jeszcze słowo dopowiedzenia.
— Nie chodź, rzekł Caverley, chcę cię uwieźć pięknemi słówkami, i wsunąć ci dziesięć tysięcy talarów złotem.
Lecz rycerz przeczuwał, że aragończyk więcéj osobie mógł obiecywać, jak się zdawał, przybliżył się więc do niego z zupełném zaufaniem, a nawet z pewnym szacunkiem.
— Dziękuje ci, prawy szlachcicu, rzekł Hiszpan cicho, dobrześ uczynił zapewniając za mnie twojém słowem; nie masz się czego obawiać; zapłacę Caverleyowi téj chwili nawet, jeżeli mi się to podoba, gdyż mam w siodle mego konia więcéj jak trzy kroć się tysięcy talarów w złocie i djamentach, lecz len nędznik przyjąwszy odemnie okup, nie powróci mi wolności. Otóż co masz uczynić: pomieniasz się ze mną na konie, pojedziesz i mnie (u pozostawisz: następnie, W najbiiższém mieście rozprujesz siodło, wydobędziesz z niego w orek skórzanny, i z niego weźmiesz tyle djamentów, ile będzie potrzeba na dziesięć tysięcy talarów złotem: poczém z licznym konwojem powrócisz po mnie.
— Panie, rzekł Agenor zdziwiony, na Boga kto jesteś, że możesz lakierni summami rozrządzać?