— Oh! mój nieszczęśliwy przyjaciel, zawołał Agenor, szlachetny Wielki Mistrz!... Panie! podobny jesteś do Jego Królewskiej Mości don Fryderyka.
— Tak, a czyż inaczéj? rzekł uśmiechając się nieznajomy, szczególne podobieństwo... bo podobieństwo brata.
— Niepodobna! rzekł Agenor przypatrując się Aragończykowi prawie z trwogą.
— Idź do najbliższego miasta, mówił daléj nieznajomy, sprzedaj diamenty któremu kolwiek żydowi, i powiédz dowódzcy orszaku hiszpańskiego, że don Henryk de Transtamare jest więźniem kapitana Cawerley... Uspokój się, widzę jak drżysz pod swoją zbroją. Pamiętaj że na nas patrzą.
Agenor rzeczywiście drżał z zadziwienia; skłonił się księciu z większym może szacunkiem jak powinien, i udał się ku Cawerlyowi, który skracając mu połowę drogi, szedł na jego spotkanie.
— I cóż! rzekł kapitan, opiérając mu rękę na ramieniu, ładne słówka jedwabne, a ty dajesz im się uwodzić, biedne dziecię!
— Kapitanie, rzekł Agenor, słowa tego kupca są rzeczywiście jedwabne, gdyż wskazał mi sposób zapłacenia okupu przed wieczorem.
— Dziesięć tysięcy talarów zlotem!
— Dziesięć tysięcy talarów złotem.
— Nic łatwiejszego, rzekł nieznajomy przybliżając się, rycerz uda się w drogę do miejsca, które zna
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/256
Ta strona została przepisana.