Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/265

Ta strona została przepisana.

— Ah! to ty doktorze, rzekł Karol przybliżając się o kilka kroków do niego, oczekiwałem cię, czy z Luwru przybywasz?
— Tak, królu.
— Czy który poseł powrócił?
— Żaden; tylko dwóch rycerzy, zdających się przybywać z dalekiéj drogi, żądają usilnie zaszczytu być przedstawionym, Jego Królewskiéj Mości; przy czém, i jak powiadają, mają ważne zlecenia.
— Cóżeś uczynił?
— Wprowadziłem ich do jednej z sal pałacowych, gdzie oczekują łaskawego przyjęcia W. K. Mości.
— A nie ma nic nowego od Jego świętobliwości Papieża, Urbana V.?
— Nie ma, Najjaśniejszy panie.
— Ani wiadomości o Daguesclinie, którego mu posłałem?
— Jeszcze nie; lecz rychło otrzymać je spodziewam się, albowiem donosi przed dziesięcioma dniami, iż nazajutrz opuści Avignon.
Król pozostał zamyślony i prawie nieukontentowany przez chwilę; następnie, jakby cóś stale postanowił.
— Idźmy, przemówił, doktorze, zobaczmy depesze.
Król cały drżący, jak gdyby każda litera miała mu nowe przynieść nieszczęście, usiadł w altanie z koziego powoju, przepuszczającego cieple promienie sierpniowego słońca.