Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/268

Ta strona została przepisana.

Król pochylił na rękę swoją zamyśloną głowę.
W tym samym czasie dał się słyszéć wielki odgłos trąb, wykrzyknienia jednogłośne przebiegające ulice dochodziły aż do roztargnionego słuchu Monarchy.
Paź przesiał uczyć sokoła, i na doktora spojrzał.
— Idź, zobacz co się dzieje, królu, rzekł dokto r a zwracając się ku niemu, dodał: czy słyszysz te odgłosy?
— Mówię do nieba o pokoju i mądrości, słyszę zaś wojnę i gwałty.
— Najjaśniejszy panie, rzecze paź przybiegając, Bertrand Duguesclin powraca z Avignonu i wjeżdża do miasta.
— Witam cię, rzecze król sam do siebie; chociaż z większym hałasem przybywasz jak sobie życzę.
Powstał żywo zmierzając na jego spotkanie; lecz nim doszedł do końca ulicy, wielki tłum ludu ukazał się pod sklepieniami, i pchał się przez drzwi ogrodu. To lud pomięszany z wojskiem, który drżał z radości otaczając człowieka średniego wzrostu, dużzej głowy, szerokich ramion, i nóg zakrzywionych od konnéj jazdy.
Ten człowiek był to Bertrand Duguesclin, twarzy pospolitéj lecz łagodnéj i oka przenikliwego. Uśmiechał się i dziękował ludowi, wojsku i rycerzom, którzy mu błogosławili.
W téj chwili ukazał się król w końcu alei; wszy-