Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/270

Ta strona została przepisana.

Poczém cicho dodał:
— Niestety! nie trzeba było zaciągać trzy tysiące włóczników, ale raczéj rozwiązać sześć tysięcy. Będziemy mieli zawsze dosyć żołnierzy, gdy będziemy ich umieli używać.
I dotykając ramienia dobrego rycerza, uradowanego tym zaszczytem, wstąpił na schody, przecisnął się przez tłum ludu, dworzan, straży, rycerzy i kobiét, którzy widząc zgodę między królem i wodzem, w którym każdy pokładał nadzieję, krzyczeli z uniesieniem.
Karol V. kłaniał się wszystkim ręką i uśmiéchem, i prowadził rycerza bretońskiego do wielkiéj galeryi przeznaczonéj późniéj na posłuchanie, i stykającéj się z jego mieszkaniem: krzyki tłumu dochodziły tam, i słychać je było jeszcze, gdy król już zamknął drzwi za sobą.
— Królu, rzekł Bartrand uradowany, za pomocą nieba i miłości tych śmiałych ludzi, osiędziesz całe swoje dziedzictwo, jestem tego pewny, że w dwa lata wojny dobrze prowadzonéj...
— Aby prowadzić wojnę, Bertrandzie, trzeba pieniędzy, a my ich nie mamy.
— Ba! królu, rzecze ertrand, z małym kosztem, wypraw...
— Nie ma już wypraw, mój przyjacielu: Anglicy wszystko zniszczyli, nasi zaś sprzymierzeńcy, wielkie hordy, złupiły co oszczędzili Anglicy.