— Najjaśniejszy panie, nałóż, podatek po franku z głowy każdego członka z duchowieństwa, i weź z ich dóbr dziesięcinę z dziesięciny, już to od dosyć dawnego czasu jak ją kościelni na nas przelewają.
— Właśnie téż dla tego posłałem cię do naszego Ojca Świętego, papieża Urbana V. rzekł król. A czy nam przyznaje upoważnienie do wzięcia téj dziesięciny?
— Oh! przeciwnie, odpowiedział Bertrand, użala się na ubóstwo duchowieństwa i domaga się pieniędzy.
— Więc widzisz dobrze, mój przyjacielu, rzekł Karol V. z smutnym uśmiéchem, iż nie ma nic do czynienia z téj strony.
— Tak, królu; ale on ci jedną łaskę wyświadcza.
— Każda łaska która drogo kosztuje, Bertrandzie, nie jest łaską dla króla którego kassy są próżne.
— Najjaśniejszy panie, on ci ją darmo udziela.
— Więc mów prędko, Bertrandzie, jakaż to jest łaska?
— Królu, największą klęską dla Francyi w téj chwili są wielkie hordy, wszakże tak?
— Tak; lecz czyż papież wynalazł środek ich rozproszenia?
— Nie, Najjaśniejszy panie, bo to przechodzi jego możność, lecz ich wyklął.
— Tak, żeby nas dobić, zawołał król w rozpaczy; wtedy gdy Bertrand oznajmiając mu tę wiadomość
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/271
Ta strona została przepisana.