Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/275

Ta strona została przepisana.

poważnémi i karnemi, słuchającemi głosu wodza, uderzającemi w porę, i prawie zawsze zwycięzcami.
— Prawda jest, rzecze Duguesclin, zupełnie lak się dzieje; lecz jakiż środek powściągnienia Francuzów kiedy widzą nieprzyjaciela przed sobą?
— Jednali o to starać się potrzeba, mój dobry Duguesclinie, rzecze Karol.
— Mogłoby to być odrzekł rycerz, jeżeliby król stanął na czele. Być może że naówczas jego głos byłby słuchany.
— Jesteś w błędzie, mój kochany Bertrandzie, rzekł Karól V. wiadomo jest że jestem spokojnéj natury, zupełnie różnéj od mego ojca Jana i brata Filipa. Myślanoby że idę na nieprzyjaciela jedynie ze strachu: bo wiesz, że to jest zwyczajem królów Francuzkich; więc jest to odwaga poznana, jest to sława dopełniona, sława bez plamy która mogłaby tylko działać podobnym cudem! i gdyby więc Bertrand Duguesclin jéj chciał!
— Ja, królu! zawołał rycerz, wpatrując się królowi swemi wielkiemi zdziwionemi oczami.
— Tak ty i ty sam, gdyż dzięki Bogu wiadomo jest, że ty lubisz niebezpieczeństwa, i gdybyś się skrył, ani jeden nie mógłby pomyśléć, że to jest przez bojaźń.
— Królu, co mi tu mówisz jest dobre dla mnie, lecz téj szlachcie, tym rycerzom, kto posłuszeństwo nakaże?