Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/277

Ta strona została przepisana.

rzekł Duguesclin, i jeżeli ten zaszczyt... ale nie, to nie podobna.
— Jakto niepodobna?
— Tak, bo to by pokrzywdziło Waszą Królewską Mość; a przytém, nie chciano by nie ulegać, bo nie jestem tak wielkim panem.
— Słuchaj mnie tylko, rzecze Karol V. nadając swéj twarzy wyraz niezłomnéj woli, ja w tém jestem że inni będą ci posłuszni.
Duguesclin potrząsnął głową na znak wątpliwości.
— Słuchaj Duguesclin, mówił daléj, czy sądzisz że tylko dla tego jesteśmy pobici żeśmy za waleczni?
— Na honor, odpowiedział Duguesclin, przyznaję że nigdy o tém nie pomyślałem, teraz zaś jestem przekonania W. K. Mości.
— Wybornie! bo natenczas, mój kochany Bertrandzie, wszystko pójdzie dobrze. Nie trzeba próbować bić Anglików, trzeba spróbować ich wypędzić, i do tego nie potrzeba bitew, Duguesclin, żadnych bitew, potyczek, spotkań, czat ów, a to jest wszystko. Trzeba zniszczyć naszych nieprzyjaciół w szczególe, jednego po drugim, w zakątach lasu, w przebyciu rzek, po wsiach gdzie się zatrzymują; to będzie cokolwiek dłuższe, ale cokolwiek pewniejsze.
— Oh! mój Boże, tak; ja to wiem dobrze; ale nigdy twoja szlachta nie będzie chciała podobnie wojować.