Obadwaj postępowali do oznaczonego miejsca, które było na wielkim placu miasta, i używało jak to Espaing de Lyon powiedział, wielkiéj sławy na dziesięć mil w około.
Gospodarz był na progu drzwi swoich, gdzie chlubiąc się ze swych nawyknień arystokratycznych, sam skubał z pierzy okazałego bażanta, któremu z wszelką gastronomiczną nadętością, właściwą tym żarłokom co nie tylko chcą się nasycać smakiem, ale zarazem i widokiem, zostawiał pióra na głowie i w ogonie; jednakże mimo zagłębienia się w tém mozoliłem zajęciu, spostrzegł pana Espaing de Lyon, w oliwili, kiedy ten ukazał się na placu, wziął więc swego bażanta pod pachę, zdjął czapkę drugą ręką, i postąpił kilka kroków na spotkanie gościa.
— Ah! to pan, — rzekł — panie Espaing, okazując najżywszą radość, witaj pan i jego zaszczytne towarzystwo, już bardzo dawno nie widziałem pana, i powątpiewałem czy mógłbyś dłużéj opóźniać przejście przez nasze miasto. Ej! Brind’avoine, bierz konie tych panów. Ho! Marion, przygotuj najlepsze pokoje; panowie zsiądcież z koni, jeżeli łaska, i zaszczyćcie swoją obecnością moją biedną gościnę.
— I cóż! — rzekł rycerz do swego towarzysza, — czyż nie mówiłem ci Janie, że pan Barnabe jest szacowny człowiek, — zawsze u niego znaleźć możesz wszystko, czego się tylko zapotrzebuje.
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/28
Ta strona została przepisana.