— Tak, rzecze karól V, lecz królowie są twojemi przyjaciółmi.
— A ja, rzecze Mauléon, przyrzekam zaprowadzić W. wysokość do najstarszego z nich, do pana Hugo de Cawerley.
— I któż więc jesteś? zapytał Bertrand.
— Nie, panie, albo przynajmniéj bardzo mało; ale ja wpadłem w ręce tych bandytów, i nauczyłem szanować moje słowo, gdyż na nie mnie wypuścili, i gdy opuszczę W. wysokość, zaniosę im tysiąc liwrów turnejskich, które mi książę Henryk wspaniale ofiarował, przytém, zaciągnę się na rok do ich kompanii.
— Jakto, ty, do hordy rabusiów?
— Tak, panie; rzecze Mauléon. Zobowiązałem się mojém słowem, i to pod tym tylko warunkiem z ich rąk się wydostałem; prócz tego, kiedy ty panie będziesz nićmi dowodził, nie będą to rabusie, będą to żołnierze.
— Czy sądzisz że pójdą? rzecze król ożywiony nadzieją, czy sądzisz iż opuszczą Francyą?
— Królu, odpowiedział Mauléon, jestem pewny tego co mówię, i jest tam dwadzieścia pięć tysięcy żołnierzy dla ciebie.
— A ja ich zaprowadzę tak daleko, rzekł Duguesclin, że ani jeden nie powróci do Francyi; przysięgam to przed tobą, mój dobry królu. Chcą wojny, bardzo dobrze, niech wojują.
Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/286
Ta strona została przepisana.