Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/294

Ta strona została przepisana.

biét zgwałconych, skargi mieszczan wskazanych na okup, sprawiły zaszczytne obicie się twojego imienia o jego uszy.
Caverley zadrżał z pychy i ukontentowania pod swoją czarną zbroją. Była to złowroga radość w tym żelaznym posagu.
— Tak, rzecze, król mnie zna, tak Karól V. wié imię kapitana Hugo de Caverley.
— Wié o nim, i niezapomni go, ja ci za to ręczę.
— I cóż przecie mówił ci o mnie?
— Król mówił mi: „Rycerzu, idź poszukaj dobrego kapitana Hugo de Caverley, albo téż...” dodał.
Kapitan wlepił wzrok w usta Mauléona.
— Albo tez, mówił daléj rycerz, poślę do niego jednego z pierwszych sług moich.
— Jednego z jego piérwszych sług?
— Przebóg!
— Znanego?
— Oh! bardzo znanego!
— Wiele zaszczytu czyni mi król Francyi, rzecze Caverley przybierając głos szyderczy; on więc czegoś żąda odemnie, ten dobry król Karól V.
— Chce cię zbogacić, kapitanie.
— Młodzieńcze, młodzieńcze! zawołał awanturnik z przybraną oziębłością, nie żartuj ze mnie, gdyż to drogo kosztowało tych; którzy się żartować ze mnie ośmielili. Król Francyi może chciałby co miéć odemnie... moją głowę, naprzykład. Spodziewam się że