Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/296

Ta strona została przepisana.

Mauléon chciał wyjść z namiotu dla wykonania zamierzonéj groźby.
— Ho! ho! zawołał Caverley, ani słowa nie powiedziałem o tém co myślisz, i ani słowa nie myśląłem, o tém co mówisz. Zresztą, zawsze będzie czas do odesłania tego rycerza; dla tego téż każ mu wejść kochany przyjacielu, a będzie mile przyjęty.
Mauléon potrząsnął głową.
— Król Francyi, rzekł obojętnie Mauléon, nie dowierza ci kapitanie, i nie dozwoli wejść jednemu ze znakomitych sług swoich do swego obozu, jeżeli mu nie dasz dostatecznéj rękojmi.
— Do sto katów! zawołał Caverley, znieważasz mnie kumie!
— Bynajmniéj mój kochany kapitanie, sam dałeś mi przykład nieufności.
— Eh! niech djabli porwą! czyż to nie wiadomą rzeczą, że poseł królewski jest osobą nietykalną w całym świecie, a nawet i dla nas, którzy dosyć praw gwałciemy? Czy to będzie jakiś szczególny poseł?
— Być może, rzekł Mauléon.
— Z ciekawości muszę go zobaczyć.
— Więc podpisz list bezpieczeństwa w należytéj formie.
— Nic łatwiejszego.
— Tak jest; ależ tu nie jesteś sam kapitanie, a ja szczególnie przybyłem do ciebie, jako do najpierwszego ze wszystkich; przytém, miałem tylko sposo-