Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/299

Ta strona została przepisana.

— On jest szalony, pomruknęli niektórzy.
— Oh! nie znacie go wcale, rzeki Caverley. Nie! nie! on nie szalony, trzeba czegoś nowego oczekiwać.
Pół dnia ubiegło. Obóz odzyskał zwykłą powierzchowność. Jedni kąpali się w rzece, drudzy pili pod drzewami, inni swawolili w polach. Widziano wracające bandy łupieżców, oznajmiających się krzykami radości i nieszczęścia. Zbroje, sługi, tłumy obozowych włóczęgów igrały tam, gdzie się przysposabiały uczty ich panów. Beczki z wybitemi dnami, skradzione łóżka, połamane sprzęty, materace w kawałkach zaścielały ziemię; wówczas, kiedy mnóstwo psów nie mających swych panów, włucząc się pomiędzy tłuszczą i szukając pożywienia, okradało łupieżców i przestraszało zbłąkane w obozie dzieci.

Ten widok przedstawiał się na wstępie do obozu, kiedy dal się słyszéć odgłos cztérech trąb, przed któremi postępowała chorągiew mająca na sobie mnóstwo lilii złotych[1]. Ukazanie się téj chorągwi niepospolite sprawiło zamięszanie w obozie; uderzono w bębny, rozproszonych wezwano pod broń, i dowódzcy z pośpiéchem przebiegać zaczęli. Po niejakim czasie za owemi cztérema trąbkami i sztandarami, ukazał się zwolna i uroczyście postępujący orszak. Orszak ten składał się: naprzód, z herolda, któ-

  1. Karól V. król Francyi ograniczył liczbę ich trzcina liliami na cześć Świętéj Trójcy.