Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/335

Ta strona została przepisana.

mi oczyma w zapuszczone żaluzye, nie spuszczał z widoku sąsiedniego domu.
Lecz jak powiedzieliśmy, Agenor obudził się późno, a że Musaron naśladował swego pana, czuwając w nocy jeszcze późniéj od Agenora, przeto ani jeden, ani drugi, nie zauważali w ogrodzie stanowiącym część mieszkania don Pedra, człowieka który z brzaskiem dnia, przychylony ku ziemi, badał w ogrodzie z widoczną niespokojnością, ślady odciśnięte na świeżéj ziemi, oraz zerwane i zdeptane gałęzie około mieszkania Aissy.
Ten człowiek odziany szerokim płaszczem był Mothril, on to z bystrością właściwą jego rodowi, porównywał te rozmaite ślady, biegając jak pies gończy za tropem.
— Tak, mówił do siebie Maur rzucając bystre wejrzenia, i nadymając nozdrza, tak, w téj ulicy są moje stopy, poznaję ich po kształcie moich papuci; tam daléj, poznaję stopy księcia Galii, wtłoczone nieco głębiéj, bo miał buty okute żelazem, i zbroja na nim ciężyła. Te zaś, są króla don Pedro, zaledwie ich znać, bo chodzi lekko jak antelopa. Nasze trzy ślady zawsze schodzą się z sobą, ale te tutaj... te tutaj.... Ja ich nie znam.
I Mothril szedł do altany z koziego powoju w gęstwinie której długo się ukrywał Mauléon.
Tu, rzekł do siebie, są głębsze, niecierpliwe, rozmaite, zkąd one przyszły? i dokąd zmierzyły? ku do-