Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/339

Ta strona została przepisana.

Na kolanach przy otwarłem oknie, oddychając powiewem wieczoru i wonią kwiatów, zatopiona w wrażeniach sympatycznych, które wystawiały przed nią obecność kochanka, żyła tylko myślą o człowieku na którego chociaż nie oczekiwała jeszcze, którego nie widziała jeszcze, a już odgadywała w tajemniczym cieniu, przy uroczystém milczeniu nocy.
Nagle posłyszała szelest liści, i wychyliła się z pośród kwiatów otaczających jéj balkon, rumieniąc się z radości.
Szelest wzmagał się, był to chód bojaźliwy, łamiący krzewy, chód niepewny, jak gdyby przerywany, lecz oznajmiający: że jéj kochanek się zbliża.
Mauléon ukazał się w tém rozległem miejscu, oświeconém światłem srebrzystém, rzuconém przez księżyc pomiędzy dom i zarośle.
Natychmiast lekka jak jaskółka, piękna Maurytanka, oczekująca tego zjawiska, zawisła na długiéj taśmie jedwabnéj przytwierdzonéj do kamiennego balkonu, poczém zslizgując się na piasek, padła w ręce Agenora, obejmując jego głowę swemi wysmukłemi rękami.
— Oto jestem, rzecze, widzisz że cię oczekiwałam.
I Mauléon uderzony miłością, drżąc z rozkoszy, uczuł swe usta sklejone w gorącym pocałunku.