Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/348

Ta strona została przepisana.

Aissa długo spoglądała około siebie, jak czarnoksięska królowa, która chcąc się przekonać, czy jéj są posłuszni; następnie, zatrzymując na młodym człowieku wzrok zwilżony czułością i pałający żądza:
— Pójdź Agenprze, rzecze cicho, pójdź, niech cię pożegnam.
— Nie pójdziesz za mną? spytał młodzieniec.
— Nie, bo on wołałby mnie zabić, jak utracić.
Zostaję, aby nas oboje ocalić.
— Ale mnie zawsze kochać będziesz?spytał Agenor.
— Patrz na tę gwiazdę, odrzekła Aissa, wskazując najświetniejszą, błyszczącą na firmamencie.
— Oh; widzę ją, rzekł Agenor.
— Pamiętaj więc! odpowiedziała dziewica; ona wprzód zagaśnie w niebie, nim moja miłość przeminie. Zegnam cię!
I odkrywając przyłbicę kochanka, zostawiła na jego ustach długie pocałowanie; Maur zaś gryzł swoje ręce białemi zębami.
— Teraz idź, rzekła rycerzowi, lecz bądź gotów na wszystko.
I stając u stóp drabiny, które Agenor przystawił do muru, uśmiechała się widząc młodego człowieka, a ręce wyciągała ku Mothrilowi, jak poskromiciele tygrysów, którzy jednem poruszeniem pokładają na ziemię zwierzę, gotowe ich pożrzeć.
— Żegnam cię, rzekł ostatni raz, Agenor; pamiętaj o twojem przyrzeczeniu.