Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/357

Ta strona została przepisana.

Caverley wytrzyszczył swoje wielkie oczy. Bo téż Bertrand nie tylko czynił zadosyć żądaniom, ale jeszcze uprzedzał myśli.
— Panowie się sami zapominacie, mówił daléj; o szlachetna bezinteresowności! ale ja o was nie zapomnę. Dla tego téż policzmy: Jest was dziesięciu wodzów, nie prawdaż?
Awanturnicy liczyli sobie na nowo. Mieli wielką ochotę znalezienia dwudziestu, ale nie było na to sposobu.
— Dziesięciu wodzów, powtórzyli Caverley, Rycerz Zielony i Klaudyusz Obdzieracz, i zaczęli spoglądać po sobie.
— To czyni, odrzekł Konetabl, po trzy tysiące talarów złotem, wszakże tak?
Na te słowa, wodzowie olśnięci blaskiem hojności, powstali utraciwszy przytomność, i uszczęśliwieni ogromną summą, jaka miała nagrodzić ich usługę, i wznieśli ogromne miecze, wyrzucili chełmy w górę i raczej zawyli niż krzyknęli: Niech żyje! Niech żyje Konetabl.
— O łotry, poszepnął obłudnie spuszczając oczy, jak gdyby wykrzykiwania awanturników przemawiały do jego serca. Zaprowadzę ja was, za pomocą Boga i Najświętszéj Panny z Góry Karmelu, tam, zkąd więcéj ani jeden z was nie powróci.
Poczem głośno:
— Ogółem sto tysięcy talarów złotem, za pomo-