Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/359

Ta strona została przepisana.

wspólnym awanturnicy, i wszyscy ścisnęli rękę Konetabla na znak przymierza.
— Kiedy odjedziemy? spytał Rycerz Zielony.
— Zaraz, jeżeli chcecie panowie.
— Zaraz, powtórzył Hugo. Istotnie panowie, ho też od niejakiego czasu nic się nie trafia, wolę że daléj ruszymy.
Każdy niebawem pobiegł na swoje stanowisko, i kazał wznieść chorągiew ponad swym namiotem. Bębny uderzyły, i ogromny ruch obudził się w całym obozie; widziano znowu napływ do namiotów główniejszych, tych żołnierzy, którzy przybiegali na przybycie Duguesclina, poczem podobni do bałwanów morskich, rozpostarli się w oddaleniu.
We dwie godziny potem, zwiniono namioty, obładowana bydlęta. Zarżały konie, i zgromadzone włócznie zabłysły przy promieniach słonecznych.
Tymczasem widziano uciekających po obu stronach rzeki wieśniaków z długiéj niewoli na wolność wypuszczonych, prowadzących do spustoszonych lepianek swoje żony i nieco sprzętów uszkodzonych.
Około południa armia wyruszyła, idąc nad brzegiem Saony dwoma kolumnami; powiedzianoby, że to jedna z tych barbarzyńskich wędrówek, dążąca uzupełnić to straszne poselstwo, na jakie je Wszechmocny przeznaczył, a jakiemi były hordy: Alaryka, Genzeryka i Atiily.