Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/373

Ta strona została przepisana.

li, i na coby się nie odważyli, ale są to śmiałki nielada.
— Pomazańca pańskiego... nieszczęśni!.. chrześcijanie!...
— Pozwól, pozwól, Ojcze Swięty, to nie są wcale chrześcijanie, to są wyklęci, na cóż mogą mieć wzgląd tacy ludzie?.. gdyby nie byli wyklęci, to co innego, mogliby się obawiać przekleństwa, ale teraz niczego się nie boją.
Im silniejsze były dowody, tein bardziej wzmagał się gniew Papieża; powstał zupełnie i postąpił ku Bertrandowi.
— Czy ty sam, który mi tak dziwaczną podajesz radę, rzekł mu, uważasz się zupełnie być bezpiecznym?
— Ja, rzekł Bertrand z spokojnością, któraby i na samym świętym Piotrze zrobiła wrażenie, ja jestem té bardziej bezpieczny niż sama Wasza Świętobliwość, gdyż przypuszczając, czego się nie spodziewam, że wydarzyłoby mi się jakie nieszczęście, mogę naprzód zapewnić, że nie pozostałby kamień na kamieniu z miasta Avignon, ani ze wspaniałego pałacu, który kazałeś wybudować, jakkolwiek jest on mocny. — Oh! to są porządni niszczyciele, ci hultaje, którzy mogą zburzyć fortecę równie w krótkim czasie, jakiegoby potrzebowała armia regularna dla zburzenia małéj warowni, przytem nie ograniczyliby się wcale na tem, przeszedłszy od miasta do zamku, przejdą z zamku do garnizonu, a od garnizonu do mieszczan, i nie