Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/374

Ta strona została przepisana.

pozostawią ani kostki z pańskich trzydziestu tysięcy ludzi, a to nie małoby dusz zgubiło. Znając więc, o ile roztropną jest Wasza Świętobliwość, uważam się tu bezpieczniejszym niż w moim obozie.
— A więc! zawołał Papież rozjątrzony, gryząc wędzidła, któremi go wódz wstrzymywał, dobrze! ja nie wątpię, i, czekam.
— Prawdziwie Ojcze Święty, rzekł Bertrand, przysięgam na słowo szlacheckie, że nie poznaję Wasze Świętobliwości; po tém odmówieniu byłem przekonany, ze Wasza Świętobliwość uczyni poświęcenie, jakie mu wiara zaleca, i że naśladując przykład Króla Karola V., wyliczy dwa kroć sto tysięcy talarów. Wierzaj mi Ojcze Święty, dodał Konetabl udając zmartwionego, jest to wielce bolesném dla dobrego jak ja chrześcianina, widziéć piérwszego Księcia kościoła odmawiającego wsparcia dla naszego tak pobożnego przedsięwzięcia, nigdy ci godni wodzowie nie będą chcieli temu uwierzyć.
Żegnając zatém uniżeniéj niż zwykle Urbana V., zdumionego tém niespodziewaném zdarzeniem, Bertrand wyszedł; cofając się prawie z terasu, zstąpił ze wschodów i znalazłszy przy drzwiach pałacu swój orszak, który zaczynał niepokoić się o niego, udał się do obozu.