Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/393

Ta strona została przepisana.

prowadzę cię jak pierwszym razem, i dla większéj pewności tajemną bramą.
— Ah! Konetablu, rzecze legat, doskonale! otóż prawdziwym jesteś Chrześcijaninem.
Dugueschn dotrzymał słowa, legat opuścił obóz zdrów i cały; lecz za nim, rabunek, przerwany chwilowo zapowiedzeniem dobrych wieści, rozpoczął się z większą wściekłością.
Było to przewidzianem następstwem — zawiedzenie gniew podwoiło.
Wina wypito, sprzęty pozabierano, paszę użyto na posłanie.
Aviniończycy zawsze ze szczytu swoich murów odważni, nie śmieli wyjść z miasta, choć widzieli jak ich niszczą, rabują.
Kardynałowie narzekali.
Papież naówczas zaproponował sto tysięcy talarów.
— Trzeba im dać, odpowiedzieli, Kardynałów?
— Tak niestety, przydała Jego Świętobliwość.
I wzniósłszy oczy w niebo ciężko westchnął.
— Poczem zawołał na swego skarbnika, któremu polecił, ogłosić nałożenie kontrybucyi.
Nakładać na kogo kontrybucyę, mówią, że nie było to może po francuzku, ale po rzymska, i dla tego skarbnik kapłański nie zrobił żadnej uwagi.
— Jeżeli się będą skarżyli, mówił dalej Papież, opowiem im, czego byłeś swiadkiem; to jest, że ani moje