Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/401

Ta strona została przepisana.

— Pokwitowanie na jaką summę? zapytał pisarz.
— Zostaw miejsce na summę, tylko nie oszczędzaj miejsca, gdyż summa będzie znaczna.
— Na czyje imię? spytał raz jeszcze pisarz.
— Zostaw miejsce na imię jak i na summę.
— Tak, gdyż imię będzie miało nie lada jakie tytuły.
— Dobrze, dobrze, rzekł Robert zabierając się z pośpiechem do zatrudnienia, co dawało domysł, iż należał do wspólnego podziału przychodów.
— Ale gdzież jest jeniec?
— Przysposabia się na niego.
Pisarz znał dobrze swego pana, wziął się téż niebawem do zatrudnienia, bo skoro kapitan oznajmił mu iż przysposabia się na jeńca, nie ulegało wątpliwości iż jeniec będzie.
To zdanie nie bardzo pochlebiało Kapitanowi, gdyż zaledwie pisarz wygotował cedułę; usłyszano hałas na stronie.
Cacerley, jak się zdawało, nie słyszał ale zgadł ten hałas, i wpierw nim on dojść mógł ucha czujnego szyldwacha, kapitan już odsłonił swój namiot.
— Kto idzie? zawołał szyldwach.
— Przyjaciele! odpowiedział glos dobrze znany Caverlejowi.
— Tak, tak, przyjaciele, rzekł Awanturnik, pocierając sobie ręce; dozwól przejścia, a potem wznieś swą włócznię. Ci których oczekuję, warci są tego honoru.