Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/404

Ta strona została przepisana.

wszystko przy nas dwóch pozostanie, i że brat W. K. Mości nie będzie nawet wiedział, że miałem zaszczyt chwil parę z nim rozmawiać.
— Więc czegóż pan żądasz?
— Niczego nie żądam, dopóki nie będę pewny o tożsamości osoby, którą mam w rękach.
— Wyobraźże sobie, że jestem rzeczywiście Królem i powiedz.....
— Do czarta! czy sądzisz, Królu, że to co ci mam powiedzieć, skończy się w dwóch słowach? O nie! zanim to uzupełnię potrzebuję straży stosownéj dla Jego Wysokości.
— Straży! alboż zamierzasz mnie trzymać jako niewolnika.
— Taki jest mój zamiar przynajmniéj.
— A ja powiadam ci kapitanie, że ani godziny więcéj tu nie zostanę, choćby to miało mnie kosztować połowę mego królestwa...
— O zapewne że tyle będzie kosztować W. Wysokość i to wcale nie dużo, ponieważ w tém położeniu mniej więcéj można utracić wszystko.
— Oznacz więc cenę, zawołał niewolnik.
— Namyśl się mój Królu, rzekł obojętnie Caverley.
Doh Pedro, jak się zdawało, robił nad sobą wielkie usiłowania, i nie odpowiadając ani słowa, usiadł przy ścianie namiotu, odwróciwszy się od kapitana.
Ten zdawał się ciężko rozmyślać, poczem po chwili milczenia: