Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/420

Ta strona została przepisana.

don Pedro zabrał i innych jeńców, i że ich chce ocenić.
— Na honor! otóż co się nazywa czytać w cudzych myślach, zawołał Caverley. Jesteś śmiałym rycerzem, panie Agenor, o tak na moją duszę! zabrałem innych jeńców, a nawet bardzo znakomitych, ale...
To zamilczenie zdradziło Caverleya.
— Zapłacę ci za nich, rzecze Mauléon trawiony niespokojnością. Gdzież oni są? w téj lektyce zapewne?
I Henryk wsparł rękę na ramieniu młodzieńca, i łagodnie go powściągnął.
— Czy zgadzasz się na to Kapitanie? dodał Henryk.
— Do mnie odpowiedź należy! zawołał don Pedro.
— Hola! nie udawaj tu pana, don Pedra, gdyż nie jesteś Królem, rzekł Henryk z pogardą, i czekaj aż do ciebie przemówię zanim nie odpowiesz...
Don Pedro uśmiechnął się, odwrócił się do Caverleya i rzekł:
— Wytłumacz mu Kapitanie, że wcale na to nie przystajesz.
Caverley znowu przesunął rękę po przyłbicy, jak gdyby żelazo było jego czołem. Wziął Agenora na stronę i rzekł mu:
— Mój kochany przyjacielu! pomiędzy dobremi jak my przyjaciółmi powinna być szczerość.
Agenor spojrzał na niego z podziwieniem.