Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/424

Ta strona została przepisana.

wcale nie żądałam, mój wielki panie, ja co innego pragnęłam.
Caverley okazał się bardzo pomięszany. Ten żelazny człowiek drżał prawie przed oskarżeniem dwojga młodych ludzi, których trzymał w swoich rękach.
— Mój list? spytała Aissa młodzieńca. Czy nie odebrałeś mego listu?
— Jakiego listu?
— Dosyć! dosyć! rzekł Mothril, któremu ta scena zaczynała łamać wszystkie zamiary. Kapitanie, Król rozkazuje, abyś zaprowadził Księcia Transtamare do jego mieszkania, a tego młodzieńca do mnie.
— Jesteś nikczemny Caverleyu, rzekł Agenor rumieniąc się ze złości, i usiłując oswobodzić się od nieprzyjemnych rękawic.
— Mówiłem ci abyś się schronił, nie chciałeś tego, albo schroniłeś się zapóźno, co na jedno wychodzi; odrzekł Kapitan. Dalibóg, że to twoja wina. Zresztą, cóż ci to szkodzi, wszakże będziesz z nią mieszkać.
— Spieszmy się panowie, rzecze Król, i niechaj rada zbierze się téj nocy jeszcze, aby osądzić tego bękarta zowiącego się mym bratem, i tego wichrzyciela, co się mieni moim Królem. Caverleyu, on ci ofiarował dwa miasta, ja więc jestem wspaniałomyślniejszy od niego: zdaję ci całą prowincyę. — Mothrilu, każ być gotowym moim ludziom, potrzeba abyśmy za godzinę byli w bezpieczeństwie jakiego zamku.