Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/431

Ta strona została przepisana.

— Czekam odpowiedzi, rzekł.
Don Pedro ją właśnie udzielił.
— Dziwi mnie rzecze, że pomiędzy rycerzami francuzkiemi tak wielka jest niewiadomość, nie pozwalająca odgadnąć: że kto się pozbywa nieprzyjaciela, jedna sobie tym samym sprzymierzeńca.
— Czy tego jesteś przekonania, panie Caverley? zapytał Bertrand wlepiając pogodny wzrok w Kapitana, który zarazem był i groźbą.
— Tak być musi, odrzekł Kapitan, a ja jestem posłuszny.
— Ja zaś, rzekł Bertrand, wcale przeciwnie, ja rozkazuję. Dla tego téż rozkazuję tobie, czy rozumiesz? wypuścić na wolność.1. K. Mość don Henryka de Transtamare, któregoś trzymał pod strażą swoich żołnierzy; a że wspaniałomyślnejszy jestem od ciebie, nie będę domagał się abyś zatrzymywał don Pedra, mimo że miałbym do tego prawo, ja, którego pieniądze masz w kieszeniach, i który jestem twoim panem, ponieważ ci płacę.
Caverley zrobił poruszenie. Don Pcdro wyciągnął ręce.
— Nic nie odpowiadaj Kapitanie, rzecze, jeden jest tylko pan, a tym ja jestem. Mnie więc, i to natychmiast masz być posłusznym; benkarcie don Henryku, panie Bertrand, i Hrabio de Mauléon, oznajmiam wam trzem, że jesteście mojemi jeńcami.
Na te straszne słowa nastąpiła cisza w namiocie,