Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/45

Ta strona została przepisana.

— Tchórzu.
— Chwilę, to usłyszymy panie Agenor. Ja nic nie mówię, że się boję.
— Co więc mówisz?
— Mówię że ich sobie życzę.
— Dla czego?
— Ponieważ okradniemy tych złodziejów, rzekł Musaron — z uśmiechem szyderczym, sprawiającym szczególniejsze rysy jego powierzchowności.
— Rycerz podniósł włócznię, z widocznym zamiarem upuszczenia jéj na grzbiet germka, przybliżywszy się blisko, aby mógł z korzyścią poznać ten rodzaj poprawy; lecz tamten pospolitem małem poruszeniem, pełnym śmiałości, jaką zdawał się miéć w używaniu, uszedł razu, zatrzymawszy włócznię ręką.
— Ostrożnie panie Agenor, rzekł, nie żartujcie, ja mam twarde koście i mało na nich ciała. Nieszczęście przytrafi się łatwo, źle uderzysz, złamiesz pan swoją włócznię, potem będziemy zmuszeni sami dorabiać drewnianą, albo przedstawić się don Fryderykowi w niezupełnym uzbrojeniu, co byłoby ubliżającém zaszczytowi kawaleryi.
— Cicho bądź, gaduło przeklęty, uczynisz daleko lepiéj, gdy w miejsce mówienia, wdrapiesz się na to wzgórze, i powiesz mi co z niego zobaczysz.
— Ah! rzekł Mnsaron, gdyby to była ta sama góra, na którą szatan zaniósł Chrystusa, i gdybym znalazł