Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/453

Ta strona została przepisana.

Posłaniec skłonił się nie zsiadając z konia.
— Zkąd przybywasz? zapytał Henryk.
— Z Burgos.
— Od kogo?
— Od Króla don Pedra.
— Don Pedro w Burgos! zawołał Henryk.
— Tak M. Książe, odpowiedział poseł.
Henryk i Bertrand spojrzeli na siebie wzajemnie.
— I cóż więc żąda don Pedro? zapytał Książę.
— Pokoju, odrzekł Arab.
— Ho! ho! rzecze Bertrand, w którym uczciwość prędzéj mówiła, niż wszelki interes; otóż dobra wiadomość.
Henryk zmarszczył brwi.
Agenor drżał z radości, albowiem pokój była to dla niego sposobność uganiania się za Aissą i zbliżenia się do niéj.
— I ten pokój, rzekł cierpkim głosem Henryk, pod jakiemi warunkami będzie nam udzielony?
— Powiedz M. Książe, że go sobie życzysz równie jak i my, rzekł poseł, a Król, mój pan, łatwo przystanie na warunki.
Tymczasem Bertrand namyślał się nad missyą otrzymaną od Króla Karola V., missyą, mającą na celu zemstę przeciwko don Pedrowi, i zniszczenie jego wielkich oddziałów.
— Król nie możesz przyjąć pokoju, rzekł do Henryka, zanim nie odniesiesz znacznych korzyści.