Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/484

Ta strona została przepisana.

Ten, co się przed chwilą odezwał do niego, wziął go za rękę.
— Konetabl! mówił sobie cicho młodzieniec.
— Który chce pana przekonać osobiście, że bynajmniéj o nim nie zapomniał, przydał Bertrand.
— Ależ pan nie jesteś Królem, rzekł Mauléon.
— To prawda, Konetabl nie jest Królem, odezwał się głos inny, ale ja nim jestem Hrabio, i przypominam ci, że tobie w części winienem moją koronę.
Agenor poznał don Henryka.
— Królu, odrzekł cicho pomięszany, przebacz mi, błagam cię.
— Wszystko ci jest przebaczone, odpowiedział Król, a że nie miałeś udziału w odbiorze nagród z innymi, otrzymasz co lepszego jak inni.
— Nic królu nic! odrzekł Mauléon, ja nic nie chcę, gdyż powiedzą że się domagałem.
Don Henryk uśmiéchnął się, i rzekł:
— Uspokój się, rycerzu nie powiedzą, ja ci za to zaręczam, gdyż mało kto żądałby tego co ci chcę ofiarować. Poselstwo jest pełne niebezpieczeństwa, ale jest ono zarazem tak zaszczytne, iż zmusi całe Chrześciaństwo do zwrócenia oczów na ciebie. Będziesz moim posłem. Ja jestem Królem.
— Oh! Najjaśniejszy panie, nigdym się nie spodziewał podobnego zaszczytu.
— Śmiało, bez skromności, młodzieńcze, rzekł Bertrand; właśnie Król chciał mnie tam posłać, gdzie