Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/488

Ta strona została przepisana.

nie spostrzegał nic w pośpiechu z jakim Król chciał się go pozbyć.
Oddalił się więc. Ale zanim doszedł do proga, zwrócił się:
— W. K. Mość, rzecze, przypomina sobie, pokój zupełny, połowę Królestwa jeżeli tego będzie potrzeba, warunki prawdziwie braterskie, zezwolenia roztropne, chrześciańskie, nie pochodzące z dumy.
— Tak, zupełnie, rzekł Król rumieniejąc mimowolnie, tak, bądź pewny o moich chęciach Konetablu.
Bertrand nie śmiał nalegać; jednakże nieufność jego zdawała się być na chwilę obudzoną. Król pożegnał go z tak przyjacielskim uśmiechem, że zapomniał o wszystkiém.
Król patrzał za Bertrandem.
— Rycerzu, rzekł do Agenora, gdy już Bertrand, znikł z oczu. Oto klejnot, za pomocą którego dostaniesz się do don Pedra; lecz przedewszystkiém chciéj zapomniéć o słowach tylko co wyrzeczonych przez Konetabla, aby moje tém lepiéj zostać mogły w twojéj pamięci.
Agenor dał poznać iż słuchał.
— Obiecałem pokój don Pedrze, mówił dalej Henryk. Oddam mu połowę Hiszpanii; od Madrytu do Cadixu, i będę dla niego bratem i sprzymierzeńcem, ale pod jednym warunkiem.
Agenor podniósł głowy, bardziej zdziwiony tonem mowy Króla, jak samemi słowy.