Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/517

Ta strona została przepisana.

wiadał mu wcale. Nakoniec ocknięty z głębokiego marzenia uśmiechnął się.
Ten uśmiéch, w którym przebijał się cień niedowiarstwa, był nieprzyjemnym Musaronowi.
— Nie sądzę panie, rzecze, przygryzając sobie usta dla oddania wyrazu nieukontentowania, który był sprzeczny ze zwykłą poczciwością germka, nie sądzę abyś pan kiedykolwiek powątpiewał o mojéj waleczności, któréj nie raz już dałem dowody.
Agenor poruszeniem głowy zgodził się na to.
— Tak, już nie raz, odrzekł Musaron. Czyż mam mówić o Maurze tak skoro wtrąconym w fosę pod Medina-Sidonia? albo o drugim zarżniętym w pokoju nieszczęśliwéj Królowéj Blanki, cóż? powiedz pan! Śmiałość i odwaga; mówię bez przesady; będą moim godłem, jeżeli kiedyś dostąpię godności rycerskiéj.
— Wszystko to jest niezaprzeczona prawda mój kochany Musaronie, rzekł Agenor, ale zobaczmy do czego to zmierzają te długie rozmowy i przykre marszczenia brwi.
— Panie, rzekł Musaron pocieszony tém sympatyrzném odezwaniem się głosu swego pana; Więc się nie nudzisz?
— Z tobą mój dobry Musaronie rzadko się nudzę; z memi myślami, nigdy.
— Dziękuję panu; lecz kiedy pomyśli się, że tu nie ma żadnego podejrzanego podróżnego, którego mo-