Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/52

Ta strona została przepisana.

chołku niego szczęścia, i będę pamiętał o naszych przeszłych niedolach.
— Ba! rzekł rycerz, właśnie też, te minione niedole stanowią nasze przyszłe szczęście.
— Amen, rzekł Musaron.
Zapewne mimo tego religijnego zakończenia, Musaron zacząłby inną rozmowę, lecz nagle glos dzwonków, tentent kilkunasu koni, albo mułów, i szelest broni zaczęły rozlegać się w dali.
— Baczność! baczność! wykrzyknął rycerz, otóż i banda wzmiankowana; do diabła! pospieszają, zdaje się, że ich konie mniéj strudzone od naszych.
Musaron położył resztę żołędzi i ostatnią cytrynę.
Przesunął się do swego pana, który w mgnieniu oka, skoczył na konia z włócznią w ręce.
Naówczas, z pośród drzew, między któremi niejaki czas się zatrzymali, ujrzeli z wierzchołka wzgórza, zbliżającą się bandę podróżnych jadących na dobrych i bogato ubranych mułach po hiszpańsku i maurytańsku, po za tą bandą, postępował człowiek zdający się być jéj dowódzcą, ubrany w długą opończę z cienkiéj białéj wełny z kutasami jedwabnemi.
Było więc wszystkich ludzi wraz z dowódzcą dwunastu, silnych i dobrze uzbrojonych i sześciu mułów, prowadzonych przez czterech służalców; ci ludzie szli naprzód, po za niemi, dowódzcą jak to już powiedzieliśmy, a za nim, formowały tylną straż je-