Agenor otworzył oczy, Musaron stał przed nim.
Ciekawy był to widok, patrzćé jak zacny germek osadzony na koniu, którym kierował tylko za pomocą kolan, gdyż obiedwie ręce były wyciągnięte na przód, jak gdyby grał w ślepą babkę, w stawach ramion każdéj ręki wisiał z jednéj strony przywiązany bukłak[1] z drugiéj chustki zawiązane na rogi pełne rodzenków i ozorów, a w obu dłoniach trzymał jakby parę pistoletów, tłustą gęś i chleb, którym mógłby nakarmić dziesięciu ludzi przy kolacyi.
— Panie! panie! wołał Musaron, jak to już powiedzieliśmy, wielka nowość.
— Cóż tam takiego? zawołał rycerz kładąc chełm na głowę, i dłoń na mieczu, jak gdyby Musaron poprzedził armią nieprzyjaciół.
— Oh! ja to dobrze przeczuwałem, mówił daléj Musaron, i myślę że gdybym nie nalegał, pominęlibyśmy.
— Zobaczmy, cóż tam jest przeklęty gaduło? zawołał niecierpliwie Agenor.
— Cóż tam jest!... jest to, że Bóg mnie zaprowadził do tego miejsca.
— Ale cóż się tam dowiedziałeś? do djabła! mów.
— Dowiedziałem się że Król don Pedro...ex Król, chciałem powiedziéć...
— I cóż?
— Że go nie ma w Segowii.
- ↑ Bukłak, naczynie skórzanne do napoju.